Orzeł wylądował, zaczynamy eksplorację Ibizy :)Słyszeliśmy, że wyspa słynie z imprezowego i swobodnego stylu, ale żeby przygoda zaczynała się już w sklepie spożywczym ? :DW pierwszy dzień ruszamy na półwysep Sa Punta Galera, miało być 30min piechotą, a wyszło jak zwykle ... czyli trochę dłużej. (2). (3)Zaparkowaliśmy nasz jacht w pobliżu i ruszamy packraftem w poszukiwaniu miejsc do wspinaczki. (4). (5). (6). (7). (8)Sam nie wiem, czy większą frajdę sprawiała wspinaczka czy skoki do wody. (9). (10). (11). (12)Skały są tam dość ostre, ale nic dziwnego, pewnie nikt przed nami się tam nie wspinał. (13)Radość z każdego wejścia przeogromna, dookoła dzika przyroda, szum fal i piękne skały do wspinaczki ... co można chcieć więcejKrew lała się strumieniami, ale kto by się przejmował :)Walka była zacięta o każdy centymetr skały. (14). (15). (16). (17)Podczas zwiedzania najbardziej imprezowego miasta na świecie Sant Antoni de Portmany, trafiamy na rewelacyjną restaurację, gdzie naprawdę umieją gotować "The Skinny Kitchen"Bez nocnych zdjęć wypad byłby nie udany, więc jedno przynajmniej musi być. (18)Kolejny dzień i kolejny rejon z plażą Cala Bassa z której ruszamy wzdłuż klifów. Cel to wspinaczka po skałach widocznych z prawej strony.. (19). (20). (21). (22). (23). (24)Tutaj radość ze skoków jeszcze większa, bo wysokości już coraz wyższe. Przy 5-6 metrach człowiek zaczyna się wahać :)Ten 3-4 dniowy wyjazd pokazuje, że warto nawet na tak krótko polecieć na Ibizę. Wracamy zachwyceni ... zresztą jak zawsze :)